Podczas prezentacji pierwszego iPhone'a w 2007 r., Steve Jobs, demonstrując możliwości aplikacji Mapy, zadzwonił do lokalnej kawiarni Starbucks z zamiarem zamówienia czterech tysięcy kaw dla wszystkich osób na widowni. Był to oczywiście żart i legendarny dyrektor generalny Apple szybko zakończył połączenie.

Ciekawe jest jednak to, że pracownik Starbucksa, który odebrał tamto połączenie, nadal jest tam zatrudniony. Pracownikiem tym była Hannah, która w rozmowie z Fast Company, po latach wspomina tamto dziwne połączenie:

Prawdę mówiąc, byłam zaszokowana. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś zamówił 4000 kaw na wynos. Nic wtedy nie odpowiedziałam, ponieważ byłam zaszokowana. Moim pierwszym wrażeniem było to, że ktoś sobie żartuje. On brzmiał jak gentleman.

Klienci często podchodzą do mnie i mówią: "Czy wiesz, że ktoś z waszej kawiarni rozmawiał ze Stevem Jobsem?" Jestem wtedy zadowolona i wiem, że miałam dużo szczęścia mogąc z nim porozmawiać. To, że wybrał akurat naszego Starbucksa, dużo dla mnie znaczy. Moi znajomi byli zaskoczeni i trochę mi zazdrościli: "Wow, naprawdę miałaś szansę porozmawiać ze Stevem Jobsem? Powinnaś powiedzieć coś więcej, niż tylko: Dzień dobry, w czym mogę Ci pomóc?"

Dowcip, który rozśmieszył widownię w hali Moscone West sześć lat temu, był z powodzeniem stosowany w tej kawiarni do dziś. Został od spalony dopiero po opisaniu tej historii przez dziennikarzy Fast Company. Co ciekawe, jeśli Steve Jobs rzeczywiście zamówiłby wtedy cztery tysiące kaw, to ich dostarczenie zajęłoby przynajmniej 48 godzin.

Źródło: CultOfMac