Kilka miesięcy temu, gdy Steve Jobs drugi raz w przeciągu ostatnich lat udał się na zwolnienie lekarskie, po raz kolejny pojawiły się opinie sugerujące podjęcie trudnego tematu sukcesji w Apple. Czy Apple wciąż będzie tą samą firmą bez swojego charyzmatycznego dyrektora generalnego? Kto może zastąpić Jobsa na stanowisku CEO? Poniżej postaram się przybliżyć ten temat.

Kilkanaście dni temu, tuż przed publikacją kwartalnych wyników finansowych Apple, na internetowych stronach dziennika Wall Street Journal pojawił się artykuł pt. „Niektórzy z dyrektorów Apple rozważają sukcesję na stanowisku CEO”. Autorzy opisują w nim rzekome starania niektórych dyrektorów wykonawczych Apple nad określeniem jasnych planów po erze Jobsa. Rzekomych, ponieważ w całym artykule nie pada nawet jedno konkretne i wiarygodne źródło. Wszystkie tezy i spekulacje jego autorów opierają się na wypowiedziach „osób zaznajomionych z tematem”. Wiarygodnym źródłem w tej sprawie byłby członek zarządu Apple. Źródłem wątpliwym byłaby osoba mająca kontakt z którymś z członków zarządu albo szef innej wielkiej, być może konkurencyjnej firmy. Nie bez znaczenia wydaje się też termin publikacji tego tekstu. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że krytyczny wydźwięk całego artykułu być może miał w jakiś negatywny sposób wpłynąć na ogłoszenie kwartalnych wyników finansowych Apple.

Z drugiej strony, wydaje się mało prawdopodobne, aby którykolwiek z członków zarządu zdecydował się rozmawiać z dziennikarzami o tak ważnej i delikatnej sprawie. Wszyscy zdają sobie chyba sprawę, że spekulacje o przyszłym CEO Apple to prawdziwa beczka prochu. Wydaje się też, że nie da się po prostu zastąpić Steve’a Jobsa kimś innym, jednak pewnego dnia będzie to musiało nastąpić. Któż inny będzie przywiązywać tak dużą wagę i wręcz kultywować doskonały design produktów Apple? Przypuśćmy, że w jakimś dającym się przewidzieć momencie przyszłości Steve Jobs decyduje się ustąpić. Z całą pewnością będzie to miało wpływ na cenę akcji Apple, która niedawno przekroczyła poziom 400$, a niektóre prognozy mówią o rychłym przekroczeniu bariery 500$. Nowy dyrektor generalny będzie musiał być wiarygodny. Co ważniejsze, będzie potrzebować zdolności do natychmiastowego wzbudzenia zaufania w dwóch zupełnie odmiennych grupach: szeregowych pracowników Apple i na rynkach finansowych. Kto zatem mógłby zająć jego stanowisko?

[LIST]
*] ERIC SCHMIDT - były członek zarządu Apple. Do niedawna dyrektor generalny Google, aktualnie jest prezesem zarządu tej firmy. Nie ma żadnych szans na stanowisko dyrektora generalnego Apple, gdzie jest uważany za zdrajcę, który być może wykorzystywał swoje stanowisko w zarządzie i wiedzę o iPhonie do późniejszego powstania i sukcesu Androida. Jest możliwe, że zostałby zaakceptowany przez rynki finansowe, jednak nie ma na to szans w przypadku pracowników Apple.

*] KTOKOLWIEK Z GOOGLE . Brak wiarygodności jeśli chodzi o design, brak doświadczenia jeśli chodzi o hardware.

*] JON RUBINSTEIN - brał udział w tworzeniu pierwszego iPoda jako jeden z dyrektorów wykonawczych. W 2006 r. odszedł z Apple i dołączył do firmy Palm, gdzie jest odpowiedzialny m.in. za system webOS. Ma niewielkie szanse na powrót do Apple, ponieważ stanowi teraz konkurencję dla swojego byłego pracodawcy.

*] TONY FADELL - człowiek stojący na czele zespołu, który skonstruował pierwszego iPoda. Później ambitny i charyzmatyczny wiceprezes działu odpowiedzialnego za kultowy odtwarzacz Apple. Pod koniec 2008 r. odchodzi z Apple, jednak dalej współpracuje z firmą w charakterze doradcy Jobsa. Małe szanse na powrót do Apple.

*] JEFF BEZOS - prezes, dyrektor generalny i przewodniczący zarządu Amazon.com. Kandydatura Bezosa wydaje się ciekawa, jednak trudno sobie wyobrazić, aby chciał on opuścić Amazona dla jakiejkolwiek innej firmy. Amazon nie ma poza tym zbyt dużego doświadczenia w produkcji hardware’u (nawet mimo niedawnych zapowiedzi wprowadzenia do sprzedaży nowego tabletu).

*] LARRY ELLISON - prezes Oracle Corporation. Trzeci na liście najbogatszych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Analogiczna sytuacja do przypadku Jeffa Bezosa.

*] KTOKOLWIEK Z MICROSOFTU . Jeśli miałoby to kiedykolwiek nastąpić, to funkcję CEO pełniłaby przypuszczalnie osoba, która już wcześniej zajmowała to stanowisko. Chyba nikt nie wyobraża sobie Billa Gatesa czy Steve’a Ballmera stojących na czele Apple?

*] JEAN-LOUIS GASSEE - pracował w Apple w latach 1981-1990, m.in. jako dyrektor wydziału odpowiedzialnego za Macintosha, po odejściu Jobsa z firmy w 1985 r. Sprzeciwiał się licencjonowaniu systemu Mac OS. Był odpowiedzialny za powstanie pierwszego tabletu Apple - Newton MessagePada. Można odnieść wrażenie, że w przypadku Apple, tylko Steve Jobs był w stanie wejść dwa razy do tej samej rzeki.

*] GUY KAWASAKI - były pracownik Apple, obecnie przedsiębiorca internetowy i autor wielu bestsellerów. Były szef tzw. ewangelistów Apple. Bardzo małe szanse na fotel CEO ze względu na niską wiarygodność wśród obecnych pracowników Apple i jeszcze mniejszą na rynkach finansowych.

*] JACK DORSEY - twórca Twittera, założyciel Square - systemu płatności elektronicznych przy użyciu telefonu komórkowego. Uważa się go człowieka przykładającego podobną wagę do designu, jak czyni się to w Apple. Obydwa przedsięwzięcia Dorsey’a są jednak mało dochodowe w porównaniu z zyskami Apple, dlatego trudno przypuszczać, że miałby on zostać szefem firmy, która kwartalnie notuje prawie 30 mld $ przychodu.

*] STEVE „WOZ” WOZNIAK - jeden ze współzałożycieli Apple. Odszedł z firmy w 1985 r. Raczej do niej nie wróci po 26 latach nieobecności.
[/LIST]

Jedynymi wiarygodnymi kandydatami na przejęcie schedy po Jobsie są osoby, które teraz pracują w Apple. Nie ma chyba osoby spoza Apple, która mogłaby go zastąpić na stanowisku CEO. Na pewno nie ma takiej osoby, która w równym stopniu będzie akceptowana przez pracowników firmy i rynki finansowe.

W Apple niezwykle wysoko ceni się znakomity design. W żadnej innej firmie z branży technologicznej nie przykłada się do niego tak dużej wagi. Jeśli więc „ktoś z zewnątrz”, nie akceptowany w Cupertino, miałby zostać dyrektorem generalnym, to wówczas miałby miejsce exodus pracowników, który byłby dla firmy katastrofalny w skutkach. Każdy z członków zarządu Apple musi sobie z tego zdawać sprawę.

Może się wydawać, że temat następcy Jobsa jest intrygujący. Tak jednak nie jest. Jeśli Jobs kiedyś ustąpi ze swojego stanowiska, to niemal na pewno jego następcą będzie Tim Cook , gwarantujący rynkom finansowym wiarygodność i cieszący się wielkim szacunkiem wśród pracowników. Cook, pod nieobecność Jobsa, już dziś stoi na czele firmy, jako dyrektor ds. operacyjnych. Chyba jedyną wadą jego kandydatury jest to, że jest on człowiekiem zajmującym się finansami i sprawami operacyjnymi, a nie designem produktów Apple. W idealnym dla Apple świecie, należałoby zwyczajnie znaleźć kogoś takiego jak Steve Jobs. Taka osoba jednak nie istnieje. Nie będzie zatem „następnego Jobsa”. Będzie następny CEO.


Tim Cook

Jeżeli przeczyta się wypowiedzi Tima Cooka na temat Apple z ostatnich kilku lat, to można dojść do wniosku, że nie jest on typowym człowiekiem „od finansów i operacji”. Jest on osobą, która rozumie filozofię Apple, podstawy sukcesu firmy i co należy robić, aby kontynuować jej wzrost. Cook nie jest w stanie wykonywać tego, co obecnie wykonuje Steve Jobs, ale nie jest też w stanie tego wykonywać nikt inny. Wydaje się, że Cook jest nie tylko tego świadomy, ale też komfortowo się z tym czuje.

Oczywista struktura najwyższego szczebla w Apple w erze „po Jobsie”, to Tim Cook na stanowisku CEO, wykonujący to, za co jest odpowiedzialny dziś jako COO. Ostateczne decyzje na temat designu zapewne podejmowaliby jednak: Jonathan Ive, Scott Fotstall i Phil Schiller.


Jonathan Ive, Scott Forstall i Phil Schiller

Ta trójka to chyba jedyni oprócz Cooka kandydaci na stanowisko dyrektora generalnego Apple. Można odnieść wrażenie, że Jonathan Ive nie chce chyba znaleźć się w centrum zainteresowania, z czym niewątpliwie wiązałaby się pozycja CEO w firmie tak dużej jak Apple. Mało prawdopodobne jest też zaoferowanie stanowiska CEO Schillerowi lub Forstallowi i tym samym pominięcie Cooka.

Sprawy miałby się pewnie inaczej, gdyby Apple nie było jedną z najszybciej rozwijających się firm na świecie. Apple bardzo różni się od swoich konkurentów i chyba wszyscy jego pracownicy uważają, że to właśnie z powodu tych różnic, a nie pomimo ich, firma osiągnęła tak ogromny sukces. Ostatnią rzeczą, której potrzebuje dziś Apple jest terapia szokowa ufundowana przez kogoś, kto nie rozumie filozofii firmy.

Innymi słowy, Apple w erze „po Jobsie”, to po prostu Apple jakie wszyscy znamy, tylko bez Steve’a Jobsa.

Źródło: Daring Fireball